Ostatnie zmagania w ramach Pucharu Zakopanego odbyły się w sobotę. Do finałowego przejazdu zakwalifikowani zostali zawodnicy, którzy startowali wcześniej na Polanie Szymoszkowej i na Kasprowym Wierchu. Było to 16 narciarzy, którzy nie wzięli jednak udziału w zwykłym wyścigu. - Finałowy zjazd, który miał zdecydował o tym, kto odjedzie peugeot 3008, nie polegał na tym, by jak najszybciej przejechać trasę - mówi Andrzej Gomuliński, współorganizator Pucharu Zakopanego. - Najważniejsze było to, by zbliżyć się do czasu przejazdu ustalonego przez jednego z narciarzy. A więc trzeba było dobrze wymierzyć swój przejazd: nie jechać ani za wolno, ani za szybko.
To łatwe nie było. Niektórzy zawodnicy, na przykład Grzegorz Majcher, gdy zauważyli, że jadą za szybko, tuż przed metą dosłownie się zatrzymał. Jednak mimo tego nie udało im się idealnie wykalkulować czasu swojego przejazdu.
Sama zwyciężczyni była bardzo szczęśliwa, że wygrała zawody. - Wierzyłam od początku, że dam radę - śmiała się po zakończeniu zmagań pani Zofia, która na szczęście ma prawo jazdy. Zapowiedziała, że pierwszy kurs to będzie jazda do... karczmy. - Ale z szoferem - dodała.
Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?