Pożar rozpętał się od siana
Janusz i Agata mają piątkę dzieci - najmłodsze ma siedem lat, a najstarsze 15. Do tej pory mieszkali w rodzinnym domu - z matką pana Janusza, siostrą i jej córką. Mieszkali do 21 listopada. To wtedy z domu zostały zgliszcza.
- To było o czwartej rano. Wszyscy spaliśmy. Nagle moja mama, wychodząc do łazienki, zobaczyła ogień na poddaszu. Tam spały dzieci. Obudził mnie krzyk „ratunku, ratunku” - mówi pan Janusz.
Płomienie błyskawicznie zajęły drewniany dom. - Próbowałem ratować jakoś dobytek. Rzuciłem się po wiadro z wodą. Chlusnąłem, ogień w jednym miejscu zgasł, ale już za ścianą słyszałem, jak huczą płomienie. Nie było czasu na gaszenie wiadrem - wspomina.
Cudem udało im się uratować życie
- Nie zdołaliśmy już niczego wynieść na zewnątrz, tylko to, co mieliśmy na sobie. Nasze świnie podusiły się - mówi pani Agata.
Strażacy nie byli w stanie dokładnie określić przyczyn pożaru. Wiadomo, że zaczęło się palić siano, które znajdowało się na poddaszu w części gospodarczej budynku.
Matka pana Janusza zamieszkała u innej córki. Z kolei siedmiosobowa rodzina znalazła kąt w oddalonym o 120 metrów domu jednej z sąsiadek. Budynek, wykończony w środku, stał od dłuższego czasu pusty. Rodzina Bubli wynajęła od sąsiadki dom do czasu, aż staną na nogi i wrócą do własnych czterech ścian.
Chcą się odbudować
- Ten okres jest dla nas wyjątkowo trudny - mówi pani Agata. Matka pana Janusza, jako właścicielka domu, liczy co prawda na odszkodowanie po pożarze (dom był ubezpieczony), ale i ona chce na wiosnę ruszyć z odbudową domu.
- My musimy sobie radzić sami. Dlatego postanowiliśmy, że obok spalonego budynku, na naszej działce wybudujemy mały domek dla naszej rodziny - mówi Janusz Bubla.
Rodzina z Gliczarowa już wcześniej chciała postawić mały dom, bo się w rodzinnym nie mieścili. Dlatego mieli przygotowaną dokumentację włącznie z pozwoleniem na budowę. Nie byli jednak gotowi na to, że będą musieli rozpocząć prace już teraz.
- Mieliśmy trochę oszczędności, żeby kupić pustaki na parter. Ale to wszystko. Na więcej nie było pieniędzy - mówi pan Janusz. Z pomocą ruszyli sąsiedzi i parafianie nie tylko z Gliczarowa, ale i okolicznych parafii.
- Wsparcie dostali także z ośrodka pomocy społecznej. Gmina jak mogła, tak im pomogła - mówi Andrzej Nowak, wójt Białego Dunajca.
- Cały czas, kto może, ten nam pomaga. Ja z chłopami z rodziny, jak tylko pogoda pozwoli, zbudujemy nowy dom - mówi góral z Gliczarowa. Na razie stoją same mury. Teraz wypadałoby stawiać więźbę dachową, ale brakuje funduszy.
- Przyda nam się każdy grosz. Do zakończenia budowy jeszcze długa droga - mówi pani Agata.
Jeśli ktokolwiek chciałby pomóc, niech kontaktuje się z panią Agatą na numer telefonu 693 893 005.
Wystawili „Piekielnicę”
W pomoc góralskiej rodzinie z Gliczarowa Górnego włączył się także zespół im. Bartusia Obrochty.
- Wszystko dlatego, że z taką propozycją zwróciła się do mnie siostra pani Agaty. To ona w sumie poinformowała mnie o tym, jak trudną sytuację mają górale z Gliczarowa. Spytała, czy jesteśmy w stanie im jakoś pomóc - mówi Maria Frączysty z zespołu. - Postanowiliśmy działać. A że już kiedyś wystawialiśmy sztukę „Piekielnica”, pojawił się pomysł, żeby zorganizować jeszcze raz kilka spektakli i w ich trakcie zbierać pieniądze na rzecz pogorzelców.
„Piekielnicę” zespół wystawił w ostatnią niedzielę dwa razy - w kościele na zakopiańskiej Olczy i w remizie OSP w Szaflarach. Na widowni zasiadły tłumy, a do puszek wpadło blisko 7 tys. zł. - Niewykluczone, że jak znajdziemy jakieś dogodne miejsce, znów zagramy dla rodziny z Gliczarowa. Aktorzy są jak najbardziej chętni.
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?