Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zakopane: to była akcja bez jednego wystrzału

Łukasz Razowski
Krupówki w czasie okupacji
Krupówki w czasie okupacji Archiwum Muzeum Tatrzańskiego
Wiadomość do sztabu Armii Krajowej przyszła niespodziewanie. Była krótka: przewieźli więźniów z katowni "Palace" na Nowotarską. Kapitan Tadeusz Studziński, pseudonim Kurzawa, oficer Armii Krajowej, długo się nie zastanawia. Od razu rozpoczął przygotowania do akcji odbicia więźniów. Na okazję uwolnienia towarzyszy broni czekali długo. Teraz, 15 stycznia 1945 roku, nadarza się okazja.

- Potrzeba mi sześciu ludzi do tej operacji - mówił do swojego plutonu, noszącego nazwę Kurniawa. - Odbijemy naszych.
Chętnych do akcji nie brakowało. Zwłaszcza, że na pojmanych przez gestapo Polaków na zakopiańskim cmentarzu już czekały puste groby. Nie było czasu na zwłokę.

Jest zima. Początek roku 1945. Front zbliża się pod Tatry. Niemcy szykują sie do odwrotu. Losy wojny zdają się być przesądzone. Jednak życie więźniów gestapo w Zakopanem wisi na włosku. Jasne jest, że tajna służba III Rzeszy będzie chciała wyeliminować świadków swoich zbrodni, tortur i morderstw. Ma to być ich ostatni akt bestialstwa na tych ziemiach.

W zakopiańskim więzieniu przy ulicy Nowotarskiej 37 zamkniętych jest wtedy jeszcze czterdziestu dwóch Polaków, w tym trzydziestu dziewięciu żołnierzy Armii Krajowej. Mają nie doczekać końca wojny. Zostaną zabici, jak wielu innych przed nimi.

Akcja jest skrupulatnie planowana. - Niemcy mają swój specjalny system - mówi tuż przed akcją Jelitko, dawny złodziejaszek, który wstąpił w szeregi AK. Zna on zwyczaje straży w więzieniu, był tam częstym gościem. Teraz jego przeszłość jest nieważna. Walczą wszyscy i kontakty są potrzebne, by uratować kompanów. -
Trzeba zadzwonić dwa razy, wtedy otworzą - mówi kapitanowi Studzińskiemu.
- Wykorzystamy te informacje - decyduje Kurzawa.

Jest już ciemno. Partyzanci podchodzą pod bramę więzienia. Na ulicach Zakopanego panuje spokój. Wszyscy członkowie oddziału mówi w duszy: oby tylko Niemcy za wczasu nie poznali, kto nadchodzi.

Na szczęście nie działa lampa nad drzwiami więzienia. Wszystko układa się po myśli Polaków.
Jelitko dzwoni dwa razy dając gestapowcom znak, że to swoi idą. Jednak odpowiada im cisza. Nic się nie dzieje, a czas upływa. Cisza jest gorsza od huku walki, nie wiadomo, co przyniesie.

Pukają drugi raz. Znowu cisza. - Może Niemcy wiedzą o akcji, może czekają w środku z bronią przygotowaną do strzału? Coś poszło nie tak... - taka myśl zaczyna pojawiać w głowach akowców.

Jednak po chwili zza drzwi słychać odgłos kroków.
- Kto tam?- odzywa się niepewny niemiecki głos.
- Otwierać! To ja Jelitko - woła po niemiecku partyzant.

Strażnicy go znają. Jako dawny złodziej nie powinien w nich budzić podejrzeń. W końcu był w tym gmachu nie raz.
Drzwi się otwierają powoli. Niepewnie, z ociaganiem. Zanim wartownik zorientował się, kto czyha po drugiej ich stronie, kapitan Studziński energicznym ruchem wkłada nogę między drzwi i próg. Droga do więzienia staje otworem. Partyzanci napieraja na przeszkodę i wpadają do więzienia.

- Ręce do góry! - wrzeszczą wściekle polscy żołnierze. Wewnątrz pełne zaskoczenie. Więzienni strażnicy zdezorientowani zostają natychmiast obezwładnieni i unieszkodliwieni. Nie są w stanie zareagować, wszystko dzieje się w błyskawicznym tempie. Nie pada ani jeden strzał. Nie ma takiej potrzeby.

Żołnierze Armii Krajowej zabierają klucze do cel i schodzą do piwnic, gdzie przetrzymywani są więźniowie. W korytarzy słychać ich podniecone oddechy i tupot ciężkich butów. Otwierają cele jedna po drugiej. Nagle w piwnicy odzywa się wołanie.

- Kurzawa! To ja, Jarus! Otwierajcie! - to jeden z uwięzionych żołnierzy, Jacek Paszyński, poznał swojego dowódcę, który przybył z odsieczą. - Wiedziałem, że przyjdziecie!

Radość jest ogromna. Ale nie ma czasu na sentymenty. Trzeba uciekać. Czterdziestu dwóch polskich więźniów, w tym kryminalni, są nocą przerzuceni poprzez masyw Gubałówki. We wsi Ciche znajduje się kryjówka Armii Krajowej. Tam już będą bezpieczni. Akcja kończy się powodzeniem bez jednego wystrzału.

Była to jedna z najbardziej spektakularnych akcji Armii Krajowej na Podhalu w czasie II wojny światowej. Tak ją wspomina żołnierz AK, działający na tym terenie, Adam Leśniak, pseudonim Puchacz.

Zakopiańczycy wciąż pamiętają o tamtych wojennych czasach. W ostatnią niedzielę władze miasta, straż graniczna, policja, harcerze i mieszkańcy Zakopanego oddali cześć bohaterom, biorącym udział w akcji oraz uwolnionym więźniom, którzy walczyli o wolną Polskę. Wielu z nich już nie żyje, ale dzięki tej operacji, która wpisała się na zawsze w historię Zakopanego, doczekali końca wojny.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zakopane.naszemiasto.pl Nasze Miasto