Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tatry. Przeżył w lawinie. "Tumany śniegu, straszliwy huk. Wydawało mi się, że ginę". Żyje, bo miał detektor lawinowy

Łukasz Bobek
Łukasz Bobek
Porwani przez lawinę przeżyli i nic poważnego im się nie stało. Ze śmigłowca TOPR wyszli o własnych siłach.
Porwani przez lawinę przeżyli i nic poważnego im się nie stało. Ze śmigłowca TOPR wyszli o własnych siłach. Piotr Korczak
Przeżył lawinę, bo miał przy sobie sprzęt lawinowy, a jego niezasypani kompani wiedzieli, co robić w takiej sytuacji. Drugi z narciarzy, który też znalazł się pod śniegiem, przeżył tylko dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności. Do tych dramatycznych wydarzeń doszło w ostatnią sobotę w rejonie Suchego Wierchu Ornaczańskiego w Tatrach Zachodnich, Jeden z zasypanych przedstawił, jak doszło do wypadku i co się działo, gdy porwała ich lawina.

Lawina w Tatrach. Jeden z zasypanych opowiada o swoich przeżyciach

Do wypadku doszło w sobotę 30 stycznia 2021 roku. Wówczas to lawina zeszła w rejonie Suchego Wierchu Ornaczańskiego. Śnieg porwał dwóch narciarzy skitourowych. Jednego śnieg wciągnął na głębokość ok. 1,5 metra. Przeżył, bo miał ze sobą sprzęt lawinowy – przede wszystkim detektor. Drugi żyje wyłącznie dzięki szczęściu. Bo spod śniegu wystawała mu dłoń, którą dał znać niezasypanym towarzyszom wyprawy.

Zasypani byli członkami ośmioosobowej grupy skitourowców. - Zjeżdżaliśmy w odstępach. Ruszyłem jako drugi, trawersując niespecjalnie wypukłą grzędę i płytki żleb. Błędem było niedojechanie do końca żlebu, by zatrzymać się na przeciwstoku, a zatrzymanie w jego połowie, celem wyjrzenia za siebie i ustalenia, gdzie są pozostali. Przez mgłę wypatrywaliśmy w górze niewyraźnych sylwetek kolegów – opisuje porwany przez lawinę narciarz (mężczyzna chce pozostać anonimowy, ale potwierdziliśmy autentyczność jego opowieści).

Lawinę wywołał kolejny zjeżdżający. Śnieg ruszył.

- Dojrzałem tylko wznoszące się tumany śniegu, którym towarzyszył straszliwy huk. Podjąłem szybką decyzję o próbie ucieczki – jak się później okazało, w niewłaściwym kierunku, bo przecinając tor lawiny - opisuje dalej.

Lawina w Tatrach: "Wydawało mi się, że ginę"

W tym samym momencie pociągnął za rączkę plecaka ABS (plecak lawinowy, którego komory napełniają się powietrzem, pomaga porwanemu przez lawinę utrzymać się na powierzchni zjeżdżającego śniegu – przyp.red.). - Później pamiętam już tylko koszmarne uczucie poniewierających mną ton śniegu, zjeżdżając na plecach głową w dół, według sygnału GPS z szybkością około 70 km/h. Wydawało mi się, że ginę w ich masie – relacjonuje.

Potem stracił przytomność. Ocknął się dopiero, gdy został wykopany przez kolegów. Pod śniegiem spędził ok. 25 minut (przyjmuje się, że pierwsze 15 minut jest kluczowe, by ocalić człowieka zasypanego przez śnieg. Potem szansę na uratowanie żywego spadają o 90 proc. - przyp. Red.). Samo lawinisko miało długość ok. 700 metrów.

Porwała ich lawina. Ze śmigłowca LPR wyszli o własnych siłach

Bez wątpienia pomógł mu detektor lawinowy, który miał przy sobie. Dzięki temu jego koledzy, którzy nie zostali zasypani, używając swoich detektorów mogli namierzyć miejsce, w którym się znajdował. - Gdy detektor wskazał koledze odległość 80 cm, ten zaniechał sondowania, od razu kopiąc. Już po niedługiej chwili od wykopania odzyskałem świadomość, w logicznym kontakcie będąc od samego początku. Wiedziałem kim jestem, gdzie i dlaczego się znajduję. Uczucia pogrzebania pod śniegiem nie pamiętam, z czego bardzo się cieszę – dodaje narciarz.

Ogromne szczęście z kolei miał drugi narciarz. Ponad 60-letni mężczyzna nie miał przy sobie detektora lawinowego. Gdy zasypał go śnieg, nie stracił jednak przytomności.

- Gdy usłyszał wykopujących mnie kolegów, zaczął machać ręką, która wystawała ze śniegu około 20 metrów poniżej miejsca, w którym mnie odnaleziono. O tym, że wciąż żyje zadecydował wyłącznie łut szczęścia – opisuje narciarz.

Gdy mężczyźni zostali odkopani, na miejsce przyleciał śmigłowiec TOPR z ratownikami. Dwaj narciarze zostali przetransportowani do szpitala. O własnych siłach wyszli ze śmigłowca.

Jan Gąsienica-Roj, ratownik TOPR, zaznacza, że ten przykład pokazuje jak ważne jest posiadanie w czasie zimowych wędrówek tzw. lawinowego ABC – czyli detektora, sondy i łopatki. Sam sprzęt jednak, by się nie przydał, gdyby wszyscy uczestnicy wyprawy nie wiedzieli, jak go obsługiwać.

Relacja zasypanego przez lawinę powinna być przestrogą i dowodem na to, że sprzęt lawinowy i umiejętność posługiwania się nim są bardzo ważne w czasie zimowych wypraw w góry.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Debata prezydencka o Gdyni. Aleksandra Kosiorek versus Tadeusz Szemiot

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Tatry. Przeżył w lawinie. "Tumany śniegu, straszliwy huk. Wydawało mi się, że ginę". Żyje, bo miał detektor lawinowy - Gazeta Krakowska

Wróć na zakopane.naszemiasto.pl Nasze Miasto