Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Problem zakopianki! Winni urzędnicy czy górale?

Marek Lubaś Harny
To, co się przez najbliższe wakacje, cały sezon zimowy i kolejne lato będzie działo w Białym Dunajcu, ściągnie zapewne na głowy górali nowe gromy

Kto jest winien, że nie ma zakopianki? Oczywiście, górale. Na kogo klną kierowcy stojący w gigantycznych korkach, jakie tworzą się na drodze do Zakopanego przy okazji każdego długiego weekendu? Na górali. Z kim w żaden sposób nie mogą się dogadać pełni dobrej woli urzędnicy z Warszawy i z Krakowa? Z góralami. Kto hamuje rozwój Podhala, a całej reszcie Polaków obrzydza życie? Górale.

Tak przynajmniej można by sądzić z wpisów na forach internetowych, na których przy każdej okazji wylewane są na mieszkańców Podhala kubły pomyj. Co bardziej umiarkowani zauważą co najwyżej, że to wcale nie "wszyscy górale", a tylko "kilka pyskatych bab" albo "banda Matuski", jak wrogowie nazywają Federację Obrony Podhala, której przewodniczy Józefa Chromik, zwana w Poroninie Matuską. Tym ostatnim wydają się jednak przeczyć fakty, bo kiedy zdarzy się już spotkanie z władzami poświęcone budowie dróg na Podhalu, często zjawia się kilkaset osób, a atmosfera bywa nader nerwowa. I chyba nie bez powodu.

Grona gniewu

To, co się przez najbliższe wakacje, cały sezon zimowy i kolejne lato będzie działo w Białym Dunajcu, ściągnie zapewne na głowy górali nowe gromy. Zwłaszcza w okolicach Bożego Narodzenia i Wielkanocy, kiedy wszyscy powinni być dla siebie dobrzy. Jednak kierowcy, zmuszeni do wystawania w kolejkach podczas oczekiwania na zmianę świateł na zwężonym do jednego pasa ruchu moście, nie będą się zastanawiać nad przyczynami swej udręki, tylko kląć na górali. Zgrabnie wywołana kampania medialna skierowała gniew na miejscowych, sugerując, że całemu zamieszaniu winni są białodunajczanie, a zwłaszcza rodzina Bernadetty i Tomasza Dzierżęgów, oskarżanych o to, że przez pazerność próbują storpedować budowę nowego mostu. Niedawne przepychanki z geodetami na ich działce, zakończone interwencją policji i nagłośnione przez media, znakomicie się w ten czarny PR wpisują.

I wcale nie najważniejsze jest to, czy Dzierżęgowie, którzy zapowiadają, że będą się rzucać pod koparki, a swego nie oddadzą, mają rację, czy jej nie mają. To przecież nie oni są winni, że zbudowany w roku 1937 stary most doprowadzono do takiego stanu, że grozi zawaleniem. O tym, że się sypie, a poza tym jest za wąski, za niski i nie wytrzymuje dzisiejszego natężenia ruchu, wiadomo od dawna. Mimo to zwlekano do ostatniej chwili. W ten sposób rozpoczęcie prac przy budowie nowego mostu zbiegło się w czasie z koniecznością ograniczenia ruchu na starym. To jakby pokazać palcem na protestujących górali: patrzcie tylko, kierowcy, kto wam zgotował ten los.
Trudno oczywiście posądzać Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad oraz inne władze o aż tak diabelską perfidię. Chodzi raczej o coś innego, a mianowicie o urzędniczą arogancję, która jeśli od czasów Edwarda Gierka się zmieniła, to raczej nie na lepsze. Nie pozwala ona dostrzegać własnych błędów. Przypomnijmy, że Dzierżęgowie zaczęli budowę domu dokładnie w miejscu, gdzie ma stanąć filar nowego mostu, mając na to pozwolenie Starostwa Tatrzańskiego. Otrzymali je 20 lipca 2012 roku. Tymczasem 17 lipca wojewoda małopolski wydał decyzję o budowie mostu. Dlaczego więc w Starostwie Tatrzańskim o tym nie wiedzieli? Podobno dlatego, że pismo od wojewody dostali dopiero 24 lipca. Czyżby górale przez cały tydzień więzili listonosza?

Wróć, Leninie
Wygląda na to, że decydenci w ogóle nie są podatni na naukę. Awantura, a raczej seria awantur wokół zakopianki, nie zaczęła się przecież wczoraj. Już kilka lat przed konfliktem w Białym Dunajcu na Podhalu było kilka punktów zapalnych. Przede wszystkim Poronin, gdzie zaplanowano olbrzymie, kilkupoziomowe skrzyżowanie. Gdyby powstało, zeszpeciłoby nieodwracalnie krajobraz tej wsi, tym bardziej że zgodnie z panującą ostatnio modą dookoła wyrosłyby ściany ekranów dźwiękochłonnych.
Tak narodziła się "banda Matuski". Józefa Chromik, kiedyś znana narciarka, jedna ze słynnych sióstr Majerczyk, zawsze była znana z niewyparzonego języka i teraz też nie przebierała w słowach:

- Wstyd powiedzieć, ale jak tak dalej pójdzie, ludzie w Poroninie zatęsknią za czasami, kiedy stał tu Lenin. Wtedy nikt nie śmiałby ruszyć pomnika i muzeum. Dziś Lenina nie ma, to z nami zrobią, co zechcą.
Nie kryła, że walczyła również o własny pensjonat, który musiałby się znaleźć pod ślimakiem zjazdu ze skrzyżowania. Jednak nie była bynajmniej sama, musiała mieć za sobą poparcie większości sąsiadów, skoro udało jej się w końcu projekt storpedować. W ten sposób stała się najbardziej chyba znaną twarzą góralskich protestów.

Gniazdem oporu przeciwko czteropasmowej zakopiance jest nie od dziś także Urząd Gminy w Szaflarach, a zwłaszcza wójt Stanisław Ślimak, który nie zawahał się z tego powodu porównać niektórych polityków do Hitlera i Stalina. Podkreślał zawsze, że modernizacja zakopianki jest potrzebna, dodając jednak:
- Roszczenia drogowców zrzucają nas z krzeseł. Nie stać nas na potwora dwujezdniowego, okutanego betonami jak Pcim i Stróża.

Wójt Ślimak jest przeciwnikiem niewygodnym, bo trudno zaliczyć go do "pyskatych bab". Jest nie tylko bardzo dobrze merytorycznie przygotowany do dyskusji, ale i elokwencją przebija swych adwersarzy, sięgając po argumenty w rodzaju:

- Jesteśmy podmiotami, a nie przedmiotami, jeśli żyjemy w państwie suwerennym, a chcielibyśmy w to wierzyć.
O zdrowy rozsądek

Mieszkańcy Szaflar, Białego Dunajca i Poronina mają poczucie, że są tylko pionkami w cudzej grze. Ich wsie, do tej pory także żyjące z turystyki, znalazłyby się za murem, a wszyscy goście lądowaliby w Zakopanem, a więc to zakopiańczycy byliby jedynymi wygranymi. Ale czy to na pewno prawda? Już w roku 2005 komitet protestacyjny zawiązał się właśnie w Zakopanem, a utworzyli go właściciele domów na Tatarach, przez które zaplanowano przedłużenie zakopianki, tzw. północną obwodnicę.

Właściwie nie powinno to być dla nikogo żadnym zaskoczeniem, bo budowę "drogi junaków" rozpoczęto już w roku 1938, a w latach 70. wieku XX powstała pod samą Gubałówką szpetna betonowa estakada o dwóch jezdniach, która sama w sobie jest bez sensu. Nabrałaby go dopiero w połączeniu z nową, równie szeroką drogą aż do wylotu z miasta. Czyli dokładnie do zakopianki.

Niby więc pomysł stary, ale przez dziesięciolecia nic się w tej sprawie nie działo, a tymczasem ludzie budowali nowe domy, remontowali stare. I nagle dowiedzieli się, że ich budynki, często rodowe siedliska, zostaną zburzone, a oni sami wysiedleni, nie bardzo wiadomo dokąd. Trudno się dziwić, że szybko powstała lokalna samoobrona, na której czele stanęła Janina Stańco, która mówiła:

- Występujemy w obronie zdrowego rozsądku, a przeciw gigantomanii. Taka droga to katastrofa nie tylko dla ludzi przywiązanych do swojej ojcowizny, ale dla całego Zakopanego.
Widać więc, że także nie wszyscy zakopiańczycy są tym pomysłem zachwyceni. Podejrzewają, że planowana droga wcale nie ma się kończyć u nich. Prędzej czy później zostanie poprowadzona dalej, do granicy ze Słowacją i zamiast gości do Zakopanego przyciągać, będzie ich stąd wyciągała.

Dobrze im tak!

Podejrzenia nabrały mocy, kiedy w niedalekim Dzianiszu ludzie dowiedzieli się nagle o projekcie, by poprzez ich wieś poprowadzić czteropasmową szosę, łączącą zakopiankę ze Słowacją. Co prawda, był to jakoby autorski pomysł wójta gminy Kościelisko Bohdana Pitonia, ani w Krakowie, ani w Warszawie nic o nim rzekomo nie wiedziano, ale dzianiszanie poczuli się zagrożeni. Zrobił się szum. Darmo wójt tłumaczył, że to dla ich dobra, bo droga pozwoli udostępnić nowe tereny narciarskie na północnych stokach Gubałówki, ściągnie do Dzianisza turystów. Prawie 1000 podpisów pod protestem świadczyło najdobitniej, że oni takiego dobra nie chcą. Tutaj liderem oporu został Wojciech Biernacki, człowiek akurat przyjezdny, który się w Dzianiszu pobudował, żeby uciec od tłumnie uczęszczanych miejsc.

Zdaje się, że to właśnie on rzucił w 2007 roku hasło, by wszystkie komitety protestacyjne połączyły swe siły. Tak narodziła się Federacja Obrony Podhala. A więc to nie "kilka pyskatych bab" torpeduje znakomite pomysły władz. To tysiące Podhalan demonstrują swą wolę, by traktować ich jako współgospodarzy Podhala. Tymczasem lata mijają, a nic się nie zmienia. Wciąż szerzy się przekonanie, że to tępy upór górali blokuje inwestycje. Kolejne alternatywne dla czteropasmówki inicjatywy mieszkańców są zbywane milczeniem. Urzędnikom wygodniej jest obstawać przy własnej jedynie słusznej wizji zakopianki, a odpowiedzialność zrzucać na protestujących.

Nawet przegrana w sądzie agministracyjnym nie zmieniła tego nastawienia. Warszawscy urzędnicy, zamiast uznać swój błąd, obrazili się i stwierdzili, że jak nie, to nie, modernizacji zakopianki za Nowym Targiem w ogóle nie będzie. W biurze prasowym Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad dziennikarze usłyszeli:
- Zarzuciliśmy plany związane z zakopianką, bo nie możemy pracować pod eskortą.

Ostatnio zaś w Ministerstwie Infrastrukury pojawił się projekt, by zakopiance pomiędzy Nowym Targiem a Zakopanem odebrać status drogi krajowej, co w praktyce oznacza odcięcie od kasy. Najwyraźniej trzeba ukarać górali, bo za dużo pyskują.

od 7 lat
Wideo

21 kwietnia II tura wyborów. Ciekawe pojedynki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zakopane.naszemiasto.pl Nasze Miasto