W latach 30. loty w kosmos były mrzonką. Technika rakietowa dopiero raczkowała. Dla mieszkańców Ziemi szczytem możliwości było więc osiągnięcie stratosfery. Ludzi tak jak teraz latali tam balonami, a pionierami tej dziedziny nauki była Polska. To właśnie nad Wisłą w latach 30. powstał plan wzniesienia się na wysokość 30 kilometrów nad ziemię. To byłby wówczas wyczyn, bo najlepszym ówczesnym lotnikom udało się wznieść (w 1935 r.) tylko na 22 kilometry. Polacy chcieli lecieć wyżej.
W 1937 roku armia RP rozpoczęła budowę balonu "Gwiazda Polski". Największa na świecie konstrukcja z jedwabiu była gotowa rok później. Latem przewieziono ją na Polanę Chochołowską w Tatrach, gdzie zdaniem naukowców było to miejsce nadające się na start i lądowanie balonu, który miał zadziwić świat.
Start kilkakrotnie przekładano. W końcu zdecydowano, że ówczesny as polskiego lotnictwa i niedoszły poprzednik Baumgartnera, kpt. Zbigniew Burzyński, wystartuje rankiem 12 października.
Już w nocy rozpoczęto napełnianie balonu wodorem. Niestety, w tym samym czasie zaczął wiać halny. Około godz. pierwszej w nocy jego podmuchy były tak silne, że lot stał się ryzykowny. Wojskowi zdecydowali o przerwaniu akcji. Zaczęli wypompowywać cenny gaz z balonu, ale wydarzył się wypadek i część łatwopalnego wodoru wybuchła. Balon i gondola nie ucierpiała jednak na tyle poważnie, by eksperyment musiał został odwołany całkowicie. Planowano naprawić powłokę i ponownie napełnić ją tym razem niepalnym helem.
Rekord ponownie miał być bity w połowie września 1939 roku. Decyzja, czy próba odbędzie się w Tatrach, czy też w polskich ówcześnie Gorganach (część Karpat obecnie na Ukrainie) miała paść na krótko przed startem.
Można się domyślać, że gdyby nie wojna, Polacy wznieśliby się wówczas na planowane 30 km. O skokach ze spadochronu nikt wówczas nie myślał, ale jak wiadomo, apetyt rośnie w miarę jedzenia. Pewnie po kilku miesiącach znów polecielibyśmy do stratosfery i wówczas ktoś by wyskoczył.
Puszczając wodzę fantazji, jeszcze dalej można więc zakładać, że do 2012 roku Polska osiągnęłaby wysokość 39 km.
- Niestety, tak się nie stało - żałuje Jan Piczura z leśnej wspólnoty, która administruje teren Chochołowskiej. - Już jednak sama próba naszych przodków prosi się o lepsze upamiętnienie wydarzenia. Na razie w Tatrach stoi tylko mała tablica mówiąca o "Gwieździe Polski". W przygotowaniach do startu pomagało wielu górali. Mnie o balonie opowiadał dziadek. Pomyślimy o tym, by wkrótce zorganizować jakąś uroczystość, która uczci tę ambitną próbę.
Taki pomysł bardzo podoba się też staroście tatrzańskiemu, Andrzejowi Gąsienicy Makowskiemu. - Oglądając skok Felixa coś mi z tyłu głowy świtało o tym, że Polacy chcieli kiedyś w Tatrach zrobić coś podobnego - mówi samorządowiec. - Zbyt dużo na ten temat jednak nie wiedziałem. Wkrótce o "Gwieździe Polski" doczytam i też postaram się zrobić uroczystość związaną z tą próbą. Górale będą tą historią zainteresowani. Mieszkańcy Tatr w naturze mają mierzenie tam, gdzie zwykły człowiek nie sięga. Dotyczy to wspinania się po górach jak i niebie.
Akcję pompowania "Gwiazdy Polski" zatrzymał w 1938 r. wiatr halny
Zakopane testowało elektryczne samochody. ZOBACZ NASZĄ GALERIĘ ZDJĘĆ
Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?