Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wojciech Chmielarz: Nie było dotąd książki, która by mnie tak przeczołgała [ROZMOWA NaM]

Małgorzata Matuszewska
Wojciech Chmielarz był gościem Międzynarodowego festiwalu Kryminału
Wojciech Chmielarz był gościem Międzynarodowego festiwalu Kryminału Małgorzata Matuszewska
Wojciech Chmielarz, autor niedawno wydanej książki "Żmijowisko", opowiada o kulisach jej powstania i zdradza, co się dzieje u komisarza Jakuba Mortki.

Oryginalny miał Pan pomysł na akcję „ Żmijowiska”...
Parę lat temu pojechałem z rodziną do małej agroturystyki, dokładnie takiej, jak ta książkowa, tylko, że tamta była nad rzeka, a ta jest nad jeziorem. Ale tamta też znajdowała się w środku lasu, do najbliższej większej miejscowości, która wcale nie była duża, trzeba było 10 minut jechać samochodem. I było tam fantastycznie. Sielskie miejsce. Ale ponieważ jestem autorem kryminałów, to od razu mózg zaczął pracować i rozważać, co by się tam mogło stać złego.

W dodatku swoich bohaterów zamknął Pan w oddalonym od świata środowisku.
W oddalonym od centrum miejscu jest grupa przyjaciół, tworzy się odosobniona grupa, niemal jak w klasycznej zagadce zamkniętego pokoju.

Mam wrażenie, że ci wszyscy ludzie wzajemnie się nienawidzą…
Na pewno się nie lubią, czasem nie zdając sobie z tego nawet sprawy. Dla mnie to jest książka o ludziach mających gigantyczny problem z uświadomieniem sobie: kim są, czego chcą, jakie są ich własne emocje. Sami nie wiedzą, czego chcą od życia i nie tylko nie dość, że sami nie wiedzą tego o sobie samych, to jeszcze mają wielką trudność z zakomunikowaniem tego innym. Sytuacja totalnego niezrozumienia, zamotania się w życiu wydaje mi się prawdziwa. Widzę takich ludzi, totalnie zamotanych, nie wiedzących, czego chcą i miotających się z jednej strony na drugą.

Wzorował Pan na kimś modelkę Adaomę? Poznał Pan środowisko modelek?
Adaoma jest wymyślona od początku do końca. Znalazła się w powieści dzięki pewnej konstrukcji książki. Wiedziałem, że w tej opowieści potrzebuję kogoś obcego, kogoś, kto zupełnie z zewnątrz spojrzy na grupę zbierających się przyjaciół. Miała być bezstronnym obserwatorem, dzięki niej poznawaliśmy relacje łączące tych ludzi. Wiedziałem, że to powinna być kobieta, że powinna być związana z Robertem, który po jakimś czasie wraca do grupy. Wiedziałem, że ona musi mieć takie funkcje literackie, natomiast nie do końca wiedziałem, skąd się wzięła. Myślałem o tej postaci, dosłownie widziałem, jak idzie przez powieściowy las.

Interesują Pana dzieci i ich zachowania?
Przy różnych okazjach, na warsztatach spotykam się z młodymi ludźmi. To są zawsze bardzo ciekawe spotkania. Obserwuję ich, dowiaduję się, co ich interesuje, jak się zachowują. Jestem na tyle młody, że pamiętam, jak to jest być nastolatkiem, co wtedy człowieka kręci, co jest dla niego ważne, jak to jest odkrywać świat.

Dlaczego powieść nosi tytuł „Żmijowisko”? Od żmij?
Tak. Szukałem nazwy miejscowości, która by dobrze brzmiała. Poza tym sam boję się żmij, nazwa jest wstrętna, przeraża i pasuje do książki.

Intryga jest dość skomplikowana, ciężko się domyśleć, o co chodzi. To jest duża wartość kryminału.
Z jednej strony intryga jest skomplikowana, ale jak się ją pozna od początku do końca, przestaje się taka wydawać. Bardzo ciężko pisało mi się tę historię. Z różnych powodów, przede wszystkim emocjonalnych. Nie było książki, która by mnie tak przeczołgała.

Czemu?
Bohaterowie się nienawidzą, nie rozumieją. Ja musiałem ich zrozumieć, a więc rozumieć kierujące nimi emocje. W pewien sposób je nawet odczuwałem! Pisanie książki było w pewnym sensie zadaniem aktorskim. Tylko nie wchodziłem w jedną rolę, jak aktorzy, ale w kilka, starając się tych ludzi bardzo głęboko poznać. I to bolało, w kilku momentach bardzo. Przez miesiąc po skończeniu książki w ogóle nie chciałem patrzeć na klawiaturę i komputer. Mniej więcej pół roku po jej skończeniu zaczynam mieć pierwsze myśli, że mógłbym napisać kolejną. Musiałem od niej odpocząć , ale jeszcze do końca tego nie zrobiłem. Mam nadzieję, że to się uda podczas wakacji. To książka ciężka, nieprzyjemna na wielu różnych poziomach.

Można polecić ją na wakacje, ale te okropne…
Zostawię czytelnikom i krytykom ocenę, jaka to książka. Zawsze ciężko mi mówić o moich książkach, głęboko wierzę, że autor ma najmniej ciekawych rzeczy do powiedzenia na ich temat. Niedawno dotknęła mnie historyjka. Ian McEwan napisał wypracowanie o swojej książce, dostał trzy plus i wszyscy śmiali się z nauczyciela, że dał taką ocenę autorowi. Ale jestem pewien, że on nie ma nic ciekawego do powiedzenia na temat swoich książek. Wszystko, co miał ciekawego do powiedzenia, jest już w książce. Ze mną jest tak samo. Teraz mnie ciekawi, co czytelnik z niej wyciągnie. Najciekawszych rzeczy o moich powieściach dowiedziałem się od innych ludzi. To jest piękne w byciu pisarzem i relacji czytelnik, odbiorca – dowiadywanie się, jak inni ludzie reagują na to, co stworzyłem. Wyciągają lepsze rzeczy, niż ja.

Co słychać u Mortki?
Na razie odpoczywa i będzie odpoczywać jeszcze kilka lat. Teraz muszę bardzo solidnie przemyśleć, co się stanie z nim i innymi bohaterami. Przede wszystkim muszę wymyślić jakąś historię, która przynajmniej poziomem będzie dorównywała „Cieniom”. A to nie będzie łatwe.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto