Po jednej stronie okopu warszawka, dżemojady czy chamy... Po drugiej tępaki, wsioki czy chytre pastuchy, które marzą tylko o dudkach. Te określenia z przymrużeniem oka najczęściej wymieniają o sobie warszawiacy i górale. Od zeszłego piątku - gdy mieszkańcy Mazowsza rozpoczęli ferie zimowe - znów szepcze się, że na Podhalu trwa cicha wojna. Podobno toczą ją ze sobą górale i mieszkańcy stolicy. O tym, że obie grupy średnio się lubią, mówi się w Polsce od dawna. Czy na pewno? Według innej plotki obie grupy nie mogą bez siebie żyć.
Zygmunt Pawlica, 40-letni taksówkarz z Zakopanego, nie kryje, że - delikatnie mówiąc - nie przepada za mieszkańcami stolicy.
- Nie cierpię warszawiaków - mówi wprost. - Dla mnie to najgorsi klienci, jacy przyjeżdżają do Zakopanego. Ostatnio wiozłem takiego jednego. Markowe ciuchy i ogólnie widać, że ma kasę. Rachunek wyszedł na 14 zł, a ten zaczyna się targować. Za drogo mu było. Kiedy powiedziałem, że nic nie opuszczę, bo to uczciwa cena, rzucił mi banknotem i trzasnął drzwiami. Krzyczał, że "u niego w Warszawie" zniżka by była.
Podobne opinie można usłyszeć na ulicach Zakopanego niemal co krok. Druga strona widzi to inaczej. - Do Zakopanego jeżdżę co roku - mówi Michał Sułtan z Milanówka. - Od kilku lat zatrzymuje się u tej samej gospodyni. Jest miła i ma piękne pokoje. Wcześniej miałem różne doświadczenia. Raz dzwoniłem na kwaterę, by zapytać o cenę. Padło pytanie skąd jestem. Jak powiedziałem, że spod Warszawy to usłyszałem - 70 zł za dobę. Byłem zaskoczony, bo kolega z Kalisza w tym samym czasie wynajął pokój w tym domu za 35 zł.
Większość mieszkańców Warszawy przyznaje, że przed pierwszym w życiu wyjazdem na Podhale znajomi ostrzegali ich, by uważali na portfel, bo górale będą chcieli ich oskubać...
- Ciekawe z czego - śmieje się Rafał, kierownik jednego z zakopiańskich dyskontów. - Wiecie jaki towar najlepiej sprzedaje się podczas warszawskich ferii? Dżemy i pasztety. Serio. Obserwuję to od kilku lat. Te produkty są najtańsze i właśnie je kupuje na wczasach Warszawka.
Choć górale dalej czekają na przyjazd turystów z Mazowsza, to już kilka lat temu zauważyli, że dużo "lepszym" gościem jest dla nich mieszkaniec Śląska. - Hanysy to mają gest - przyznaje Bartek Stachoń, kelner z Białki. - Jak przyjdą na obiad, to nie zamawiają najtańszych dań i dają spore napiwki. Nie widziałem też, by się targowali o ceny. Warszawiacy to robią.
Inne cechy mieszkańców Mazowsza? Proszę bardzo. W oczach górali to awanturnicy, snoby i pijaki. - My jesteśmy awanturnicy? Dobre sobie - mówi Danuta Kowalczyk, turystka z Warszawy, którą w środę spotkaliśmy na zakopiańskich Krupówkach.
- Kiedy dwa dni temu dojechałam do pensjonatu w Poroninie, gospodyni zamiast przywitać nas uśmiechem, spojrzała z wrogą miną na rejestrację auta i rzuciła, że mamy być grzeczni, bo ona nie toleruje hołoty. Baba nas nie zna i już takie przywitanie? A gdzie szacunek dla klienta.
Opinie mają to do siebie, że można się z nimi spierać. Bezspornym faktem za to jest, że tak jak jedni i drudzy nie przepadają za sobą, tak i nie mogą bez siebie żyć.
- Niektórzy mówią, że Zakopanego to najdalej położona dzielnica stolicy - mówi Andrzej Gąsienica Makowski, starosta tatrzański. - Lubią tu przyjeżdżać, i my ich radzi widzimy, bo dzięki nim żyjemy.
Dlatego górale powtarzają: niech warszawiacy dalej przyjeżdżają i się z nami przekomarzają.
A co myślimy o innych?
Ślązak - dobry klient z gestem
Kaszub - rzadko przyjeżdża w góry i ma dziwny język
Rosjanin - wydaje kupę kasy. Ma gest
Wielkopolanin - równie skąpy co warszawiak
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?